Wędrownicy - metody motywacji


Ostatnia modyfikacja tematu:
Dział "Metodyka"
Encyklopedia OKIEM - strona główna


czyli
Jak zrobić, żeby harcerz CHCIAŁ ?


Tu. z grubsza biorąc, są dwie główne odpowiedzi.
Jeden (twórca) chce bo go interesuje, drugi (realizator) chce bo jest to świetnie zrobione.

Pracując z młodzieżą wystarczy więc odpowiednią rzecz odpowiedniej osobie zasygnalizować.
Cechą, za którą szaleje u młodych ludzi jest dziecięca wręcz zdolność do pełnego oddania się ulubionej idei. Jeśli więc "podejdzie" się wędrownika w odpowiedni sposób efekt jest prawie murowany. Niestety młodzież jest na ogół zmanierowana. Lata pracy w harcerstwie młodszym, błędy wychowawcze rodziców, idiotyczne czasem środowisko, kretyńscy nauczyciele bez cienia wiedzy o delikatnej warstwie psychiki produkują patologie u młodych ludzi. Często zdarza się sytuacja, kiedy do drużyny trafia osoba zamknięta, negująca rzeczywistość, ogradzająca się ścianami hałaśliwej muzyki, czarnych ubiorów ze skóry, kolczyków, włosów, nierzadko alkoholu i papierosów. Takich ludzi trudno zmotywować. Należy wtedy uważać potrójnie silnie, aby nic dla nas nieznaczącym gestem nie zrazić osoby na wiele miesięcy. Nie wolno wtedy wywyższać się, dawać do zrozumienia, że się ma rację. Czasem warto jest zgodzić się na coś bez sensu, albo że zawali się cała akcja po to tylko, aby zyskać zaufanie takiej osoby.

Można tu działać na kilka sposobów. Metoda "na przeczekanie" jest taka, że umawia się na coś z osobą, umawia się względny termin, umawia się na telefon w tej sprawie i czeka się do skutku na reakcję bez jakiejkolwiek akcji ze swej strony. Ta metoda jest szczególnie przydatna do tych którzy coś chcą, ale mają problemy z zaczęciem, dla twórców. Po telefonie osoby, który może się np. zdarzyć po terminie wchodzi się w temat z całą parą, podkreślając czasami to , że to ta osoba zaczęła. Ważne jest aby nabrała przeświadczenia, że ona podjęła temat, że miała na tyle woli by to zrobić. Takie przeświadczenie pomoże w przyszłości zgromadzić więcej motywacji przy podejmowaniu kolejnych działań.

Metoda "wejścia - wyjścia" jest przeznaczona dla osób które boją się zadania, których ono przerasta. Taka opinia często zdarza się u realizatorów. Wchodzimy w problem, przygotowujemy przedsięwzięcie, dajemy z siebie tak dużo jak tylko nas stać. Osoba jest w naszym cieniu, idzie za nami, uczy się, patrzy. Wraz z nami, pod naszym kierownictwem pokonuje problemy. My zwracamy uwagę na to, żeby w tym czasie dowiedziała się jak najwięcej o sprawie. Gdy zbliża się termin - przeprowadzenia zbiórki, akcji, realizacji zadania nagle "wypada" nam coś i osobę zostawiamy na lodzie, uzgadniając z nią możliwie wszystko. Osoba ta musi podjąć realizacje sama i zazwyczaj doprowadza ją do końca, może nie tak świetnie jak zrobilibyśmy to razem ale jednak odnosi sukces. Możemy na przykład na takiej zbiórce pojawić się w połowie czy pod koniec, pozostając jak najbardziej biernymi, i ewentualnie nieznacznie podnieść poziom realizacji na samym końcu, aby uczestnikom pozostało jak najlepsze wrażenie, i aby mogli oni potem pochwalić realizatora. Po zakończeniu dajemy do zrozumienia, jak świetnie poszło podkreślając, że delikwent sam przeprowadził zbiórkę. Należy jak najmniej podkreślać naszą pozycję przed, albowiem w momencie rozpoczęcia się zbiórki, w tych kilku minutach nastąpił przeskok w pojmowaniu siebie delikwenta z pozycji biernego asystenta, do pozycji aktywnego realizatora i oto właśnie nam chodziło. Po takiej zbiórce pozostanie u wędrownika wrażenie, że jednak stać go na wiele i umie robić takie rzeczy.